Forum MUSIC LATINO Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Kruk: Czas zemsty

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MUSIC LATINO Strona Główna -> Nasza Twórczość / Nasze opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Basia
Stały bywalec



Dołączył: 15 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: women

PostWysłany: Czw 14:34, 23 Kwi 2009    Temat postu: Kruk: Czas zemsty

Mam nadzieje, że się spodoba. Jak ktoś ma ochotę niech czyta.

„ Z Mroku wyłonił się jej czarny, ciemny kształt…
Blada, niemal przezroczysta twarz lśniła w blasku wschodzącego księżyca…
Noc... pusto...
Trzepot skrzydeł czarnego ptaka krążącego w powietrzu przedarł się przez ten mur ciszy i spokoju…
To Kruk…
Czuć zapach śmierci…
Już czas…
Czas zemsty…”


Prolog

„ … kiedyś ludzie wierzyli, że gdy ktoś umiera kruk zabiera jego duszę do Krainy Zmarłych. Czasem, gdy śmierć jest szczególnie okrutna pojawia się wielki smutek i dusza nie może zaznać spokoju. Jednak bywa i tak, że kruk przenosi duszę na ziemię, żeby mogła naprawić zło... „

30 październik 2008, Wigilia Halloween
Jasny księżyc zasłoniły ciemne, burzowe chmury. Niebo przecięła jasna błyskawica rozświetlając ponury i pusty cmentarz. Zbliżała się burza, była bliżej, coraz bliżej mnie. Muszę zdążyć na czas. Przyspieszyłem. Czułem mocniejszy wiatr w swoich skrzydłach. Zobaczyłem pomnik, jej pomnik. Dotarłem! Było parę minut przed północą kiedy przysiadłem na skraju nagrobka. Rozpostarłem skrzydła i zatrzepotałem nimi z olbrzymią siłą, aż poczułem w drobnych kościach lekki ból, który zaraz ustąpił. Zamachałem jeszcze raz. Drugi… trzeci. Złożyłem skrzydła i poczułem lejący z nieba deszcz wprost na mój grzbiet pokryty czarnymi jak smoła piórami. Otrzepałem się pozbywając się kropel wody, ale to na nic, bowiem ulewa od nowa mnie zmoczyła. Rozejrzałem się wokół. Pustka i cisza, nie licząc głośnego wycia psów i grzmotów, który zbliżały się do mnie. Już niedługo! To dzisiaj! Usłyszałem głośne bicie zegara na wieży ratusza miejskiego. Wybiła północ. Już czas! Zastukałem w twardą jak skała płytę nagrobka. Raz… dwa… trzy… Rozległy się głośne grzmoty piorunów. Były coraz głośniejsze i bliższe. Bliżej mnie! Bliżej cmentarza! Spojrzałem na grób usypany ziemią, która teraz była mokra i przekształciła się w błoto. Leżała na nim biała, zabłocona i zmoczona przez deszcz róża. Ujrzałem dziurę w ziemi. Przez szparę widziałem jakieś jasne, fioletowe światła wydostające się z głębi. Nie widziałem co się tam dzieje, może nawet nie chciałbym wiedzieć. Wiedziałem tylko jedno. To już niedługo się skończy. Patrzyłem w to miejsce jak zahipnotyzowany. Po krótkiej chwili otworzyłem szeroko dziób i wydałem głośny dźwięk: „Kraaa”. Grunt, w który patrzyłem zmienił się w czarną, płynną formę na której pojawiły się kręgi, takie jak na kałuży wody, kiedy spadały do niej krople wody. Nie odrywałem wzroku od tego nieziemskiego zjawiska. Zamrugałem swoimi bystrymi, ciemnymi oczami. Raz… dwa… trzy… Już czas! Teraz! Rozpostarłem swoje skrzydła i jeszcze raz wydałem z siebie dźwięk: „Kraaa”. Tym razem był głośniejszy i potężniejszy. Przytłumiły go tylko grzmoty szalejącej burzy. Złożyłem skrzydła i spojrzałem w miejsce gdzie jeszcze przed paroma sekundami były kręgi. Teraz zniknęły. Zamiast nich była kobieta. Leżała twarzą do ziemi, w błocie. Miała na sobie tą samą sukienkę, co wtedy kiedy… Udało mi się! Zbudziłem ją! Z zimnego, pustego, ciemnego grobu… Przez ostatni rok jej dusza błąkała się po świecie i nie mogła zaznać spokoju. Wyśpiewywała pieśni pełne bólu, cierpienia; pieśni, które wznosiły się wysoko do nieba. Słyszałem je dobrze. Kiedy dusza tak mocno cierpi pojawiam się ja! Jestem tu, aby mogła doprowadzić swoją pieśń do końca! Jestem tu, aby mogła spocząć w spokoju!
Na jej ciało padał zimny deszcz. Ale na pewno nie czuła zimna. Nic nie czuła, ani nie poczuje. Nie będzie można jej zranić ani skrzywdzić. Teraz role się odwrócą. Oni zapłacą! Po to wróciła. Wróciła, aby zapłacili za to co zrobili. Za zbrodnię jaką popełnili. Wszyscy zapłacą! Jeden po drugim! Jestem jej przewodnikiem i pozostanę nim dopóki ona nie spełni swojej misji!
Nagle jej ciało lekko się poruszyło. Podniosła głowę i spojrzała błyszczącym i pełnym otępienia wzrokiem w moje oczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anak
Administrator



Dołączył: 05 Sty 2008
Posty: 5085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: J-no
Płeć: women

PostWysłany: Czw 16:15, 23 Kwi 2009    Temat postu:

szczerze:

dziwne, intrygujące,
dobrze napisane, ale nie wiem za chiny ludowe o co biega


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
enamorada
Administrator



Dołączył: 27 Cze 2008
Posty: 8186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Słupsk (woj. pomorskie)
Płeć: women

PostWysłany: Czw 22:34, 23 Kwi 2009    Temat postu:

Zaciekawiło mnie to Smile Bardzo ciekawie napisane, mam nadzieję, że ciąg dalszy nastąpi Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Basia
Stały bywalec



Dołączył: 15 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: women

PostWysłany: Pią 15:53, 01 Maj 2009    Temat postu:

„Zmartwychwstanie”

Z trudem się podniosła, ale w końcu jej się to udało. Jej ręka oparła się o ziemię, zostawiając na jej powierzchni odcisk jej dłoni. Drugą rękę oparła o pomnik i przeczytała co było na nim napisane:

Shelley Moreno
Panie, świeć nad Jej duszą


Jej ciało powoli osunęło się prosto w mokrą, błotnistą ziemię. Gdzieś dało się słyszeć głośny odgłos pioruna. Chyba w coś trafił. Może w jakiś samotne drzewo stojące na odludziu a może w opuszczony dom, nawiedzony przez różne duchy i demony. Zresztą co ją to obchodziło?! Wciąż leżała w błocie a na jej drobne ciało, odziane w śnieżnobiałą sukienkę, teraz zabrudzoną mokrą ziemią, padał rzęsisty, zimny deszcz. Nie zwracała na niego uwagi tylko leżała bez ruchu. Jej ręce leżały bezwładnie wokół jej leżącego, bladego ciała. Dłonie rysowały na błotnistej ziemi głębokie bruzdy. Próbowała to sobie wszystko poukładać, zrozumieć. Przez jej głowę przebiegało tysiące myśli. Jak to jest możliwe? Przecież nie żyje od roku! Więc jak, u licha się tu znalazła? Dlaczego jej ciało, leżało tutaj, przed jej grobem? Nic nie rozumiała. Jej rozmyślania przerwał głośny odgłos:„Kraaa”. Lekko podniosła głowę i ujrzała wielkie, czarne ptaszysko siedzące na skraju nagrobka patrzące na nią swoimi ogromnymi, ciemnymi ślepiami. Jeszcze raz próbowała wstać. Ciało odmawiało jej posłuszeństwa. Jej dolne koniczyny były bezwładne. Ciężko jej było na nich stanąć. W końcu, opierając się o pomnik powoli wstała lekko się chwiejąc. Złapała równowagę i zabrała ręce z pomnika. Burza wciąż trwała, ani na chwilę nie ustawała. Blask błyskawicy oświetlił jej postać. Jej skóra zabrudzona przez mokrą ziemię, w której przez pewien czas leżała, była trupioblada; czerwonobrunatne oczy świeciły jakimś dziwnym, oślepiającym blaskiem a długie, splątane i umazane błotem włosy wisiały smętnie wokół twarzy. Ktoś mógłby pomyśleć, że to straszny upiór albo demon w ciele kobiety. Spojrzała na swoje stopy. Były bose a między ich palcami ujrzała białe płatki jakiegoś kwiata. Rozpoznała, że była to róża, a raczej jej resztki.
- Sara…- szepnęła.- Moja Sarita tu była.
Jej młodsza, ukochana siostrzyczka nazywana przez nią pieszczotliwie „Sarita”. Co się z nią teraz działo? Wiele by dała, aby się o tym dowiedzieć. Przed oczami stanęła jej twarz młodszej siostry. Długie włosy układające się w fale, cudowny uśmiech, zielone oczy tak pięknie błyszczące kiedy się śmiała.
Myślała, że zaraz zacznie płakać. Ale nie. Nie wiedziała czemu, ale nie czuła nic. Żadnego smutku czy rozpaczy. Ani zimna. Było to dla niej bardzo dziwne. Przecież lał deszcz a ona była tylko w jednej, cieniutkiej i poszarpanej sukieneczce. Powinna dygotać z zimna a ona stała jak gdyby nigdy nic. Stała tak jakby nie było burzy i zimnego deszczu padającego na jej ciało.
Gdy usłyszała głośny trzepot skrzydeł uniosła głowę i podążyła wzrokiem za ogromnym ptakiem, który jeszcze chwilę wcześniej siedział na płycie nagrobkowej. Teraz zmienił pozycję. Siedział na gałęzi nieopodal stojącego tam wielkiego dębu o rozłożystych gałęziach, w których inne ptaki uwijały sobie gniazdka. Nadal na nią patrzył tymi swoimi oczyskami. Miała dziwne wrażenie, że on teraz wie co się dzieje. Przeczuwała, że to za jego sprawą ona jest teraz tutaj. Ostrożnie podeszła do drzewa, wciąż lekko chwiejąc się na nogach. Ptak zerwał się i nisko wzniósł się w powietrze. Czuła, że chce ją gdzieś zaprowadzić, więc powoli podążyła za nim. Nie wiedziała dlaczego chodzenie sprawia jej taką trudność. Nadal grzmiało. Błyskawica przecięła ciemne niebo, rozświetlając jej drogę. Szła pustymi ulicami miasta. Cały czas lekko się chwiała. Stawiała drobne kroczki swoimi bosymi nogami na zimnej drodze. Podążając za czarnym ptakiem zastanawiała się o co w tym wszystkim może chodzić. Próbowała znaleźć odpowiedź na wszystkie pytania kłębiące jej się w głowie, ale miała kompletną pustkę. Nie potrafiła tego wyjaśnić.

***

Widziałem jej niepewny wyraz twarzy gdy tak stała i patrzyła na swój własny grób. Nic nie rozumiała. Nie rozumiała kim jest i kim ja jestem. Na pewno wiedziała, że jestem ogromnym czarnym ptakiem. Krukiem. Ale nie wiedziała jaką mam misję, jaki mam cel. Nie mogła tego wiedzieć. Wyglądała na taką zagubioną. Jej wzrok błądził dookoła kiedy podążyła za mną. Szła bardzo wolno, wręcz się wlokła, więc musiałem co jakiś czas przysiadywać na jakimś drzewie albo parapecie aby na nią poczekać. Potem znowu wznosiłem się w powietrze. Deszcz intensywnie padał, tak jak tamtej okropnej nocy rok temu, kiedy w okrutny sposób ona oraz jej narzeczony zostali pozbawieni życia. Nie dziwiło mnie, że wlecze się jak ślimak. Przez ostatni rok jej ciało i dusza były odłączone od siebie i potrzeba było czasu aby się przyzwyczaić na nowo do swojej obecności. Nie powinno to trwać zbyt długo. Jeszcze tej nocy będzie chodzić normalnie, tak jak każdy zwykły człowiek.
Ostatni raz przysiadłem na parapecie jakiegoś okna i zauważyłem, że jej kroki stają się coraz pewniejsze i szybsze. Jej ciało nie odmawiało jej już posłuszeństwa, stawało się coraz silniejsze. I będzie silniejsze oraz wytrzymałe na zadawany ból. Teraz już nikt jej nie skrzywdzi. Role się odwrócą. Ona będzie ranić i niszczyć. Będą ją błagać o litość, ale ona będzie nieugięta. Nie po to wróciła, aby litować się nad ich życiem! Oni się nie ulitowali kiedy w bestialski sposób pozbawili ją życia. A przecież była jeszcze młoda! Miała całe życie przed sobą. Ona i Erick, jej narzeczony, mieli takie plany, który zostały zniszczone w tamtą noc. Oni zapłacą za swoją zbrodnię! Pożałują, że kiedykolwiek się urodzili!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Basia
Stały bywalec



Dołączył: 15 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: women

PostWysłany: Nie 18:49, 24 Maj 2009    Temat postu:

"Wspomnienie"

Młoda około osiemnastoletnia dziewczyna siedziała na miękkiej kanapie obitej błękitną tkaniną. Spojrzała na zegar wiszący na ścianie. Była już późna godzina: wpół do pierwszej. Za oknem panowały egipskie ciemności. Co jakiś czas pojawiały się białe światła błyskawic szalejącej burzy na zewnątrz rozświetlające wnętrze pomieszczenia. Gromy biły o ziemię powodując ogromny huk. Dziewczyna odgarnęła do tyłu swoje lekko kręcone czarne włosy. Zapaliła lampę, bo do tej pory siedziała po ciemku z głową opartą na kolanach. Mimo dość późnej pory nie mogła zasnąć. Nie tej nocy.
Wstała i sięgnęła po różowe pudełko stojące na najwyższej półce regału przystawiając sobie krzesło ze względu swojego niskiego wzrostu. Zdjęła je a następnie położyła na kanapie. Usiadła obok i uchyliła wieczko. W środku była niezliczona ilość kolorowych fotografii w różnych rozmiarach. Wysypała zawartość na podłogę, zeszła z kanapy i ukucnęła obok. Jej długie, kręcone, ciemne włosy wisiały jej przed oczami zasłaniając widok. Wyjęła więc z tylnej kieszeni dżinsów czarną gumkę i związała kędziory w koński ogon wysoko nad karkiem. Przyjęła wygodniejszą pozycję i nachyliła się nad rozsypaną stertą zdjęć. Przegarniała ją rękoma szukając jednego zdjęcia. W końcu jej wzrok zatrzymał się. Znalazła! Wzięła fotkę do ręki i chwilę jej się przyglądała. Przedstawiała ona dwie osoby: dorosłą kobietę oraz nastolatkę. Stały w tle spokojnego, lazurowego morza uśmiechając się do obiektywu. Na ich twarzach widniała radość i szczęście. Kto by wtedy pomyślał, że to ich ostatnie wspólne wakacje? Kto by pomyślał, że kobieta ze zdjęcia umrze, zginie, opuści świat żywych? Chyba nikomu nie przyszłoby to do głowy. Wciąż trzymając fotografię w swoich szczupłych dłoniach wstała z podłogi i usiadła z powrotem na kanapie. Jej oczy zaszkliły się łzami.
– Siostrzyczko… – łkała. – Dlaczego odeszłaś i mnie zostawiłaś?
Założyła nogi na kanapę. Mocno przyciągnęła kolana do piersi i objęła je rękoma. Kołysała się w przód i tył cały czas zanosząc się spazmatycznym płaczem. Świeże wspomnienie starszej, jedynej, ukochanej siostry zawsze wywoływało w niej rozpacz. To tak jeszcze bolało, mimo, że minęło już trochę czasu od tej tragedii. Okrągły rok. Ale rok to za mało dla tak młodej dziewczyny.
Nagle do salonu weszła rówieśnica czarnowłosej. Ubrana była w krótką koszulę nocną w kolorze ciemnego różu, a na nogach miała kapcie. Potargane włosy w odcieniu kasztanowym spływały jej na ramiona. Lekko się przeciągnęła i spojrzała na kanapę.
– Sara, dlaczego nie śpisz? – spytała.
Słysząc płacz dziewczyny podeszła bliżej i usiadła obok niej. Objęła ją ramieniem a w jej oczach pojawiły się łzy.
– Nadia… – Sara podniosła wzrok i mocno się do niej przytuliła. Cały czas płakała. Nadia zobaczyła stertę zdjęć na podłodze i jedno z nich na kanapie. Nie musiała pytać, czemu płacze. Dobrze wiedziała co jest powodem jej płaczu i rozpaczy. Nie wiedziała jak pomóc przyjaciółce w jej bólu i cierpieniu. Nigdy nie była w takiej sytuacji i prawdę powiedziawszy nie chciała być. Nie chciała stracić ostatniej bliskiej osoby na świecie. A Sara ją straciła. Nie mogła sobie z tą stratą poradzić, nie potrafiła się z tym uporać.
– Sara, tak nie można. – Słysząc głos za plecami dziewczyny oderwały się od siebie. Odwróciły głowy.
Za kanapą stała drobna kobieta o blond włosach układających się w miękkie i puszyste fale. Przykucnęła obok i wzięła Sarę za rękę a drugą położyła na jej drobnej główce.
– Nie mogę patrzeć na twoje cierpienie i łzy. Serce mi się kraje na ten widok – rzekła ze smutkiem w głosie. – Shelley na pewno by nie chciała…
– Wiem. – Sara jej przerwała i lekko się uśmiechnęła. – Ale nie potrafię inaczej. Dziś mija rok od jej okrutnej śmierci. Byłam na jej grobie, krótko bo zbliżała się burza. Było tak samo zimno i ponuro jak rok temu. Dobrze pamiętam jaka była wtedy pogoda i zapamiętam do końca swojego życia. Padało, grzmiało. Pamiętam jak dziś że ona i Erick uśmiechali się radośnie kiedy wsiadali do samochodu. Pomachali mi na pożegnanie. Potem weszłam do mieszkania a oni pojechali cię odwiedzić. Ale niestety nigdy nie dojechali. Dlaczego ktoś im to zrobił? Co oni im zawinili? Czym się narazili? Do dziś zadaję sobie pytanie: czy takie było ich przeznaczenie, los? Zginąć w okrutnych męczarniach i cierpieniu na pustej drodze daleko od miasta wykrawiając się na śmierć. Czemu oni wybrali tą drogę? Czy dlatego, że Shelley lubiła podziwiać piękne krajobrazy za oknem? I co jej z tego przyszło? Śmierć! – Głośno zapłakała. – Bardzo mi jej brakuje. Naszych wygłupów, rozmów. Jej! Czasem czuje obok siebie jej obecność. To daje mi siłę, aby żyć dalej normalnie, bez niej. Chociaż to jest bardzo trudne. Czuję taką pustkę i wtedy nie chce mi się już nic, nie chce mi się już żyć. Ale nie wolno mi się poddawać. Ona na pewno by tego nie chciała.
– My czujemy się tak samo po odejściu Ericka – odrzekła Nadia patrząc na przyjaciółkę. – Był naszym jedynym bratem.
– Nam też jest bardzo ciężko – odrzekła blondynka. – Także nie potrafię zrozumieć dlaczego to się stało. Ale widocznie tak musiało być i nie zmienimy tego.
– Doskonale wiem, że wam także jest trudno – odparła Sara i spojrzała na dziewczyny, które były siostrami. – Nigdy nie zapomnę wam tego, że przygarnęliście mnie pod swój dach. Ja nie mam nikogo oprócz was. Nadio, Loro jeszcze raz wam za to dziękuję.
– Nie masz za co dziękować – rzekła Lora. – Przecież nie mogłabym inaczej postąpić.
Sara uśmiechnęła się mimo tego, że smutek widniał na jej twarzy. Była wdzięczna losowi i Bogu, że nie była sama na tym świecie. Jej rodzice nie żyli i gdyby Lora nie zaopiekowała się nią po śmierci Shelley trafiłaby do domu dziecka, gdyż w chwili śmierci siostry nie miała skończonych osiemnastu lat.
– Dziękuję Ci Boże! – Wzniosła oczy do nieba.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MUSIC LATINO Strona Główna -> Nasza Twórczość / Nasze opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin