Forum MUSIC LATINO Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Wywiady

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MUSIC LATINO Strona Główna -> Natalia Oreiro
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Anak
Administrator



Dołączył: 05 Sty 2008
Posty: 5085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: J-no
Płeć: women

PostWysłany: Pią 14:15, 12 Cze 2009    Temat postu: Wywiady

tekst pochodzi z http://www.nataliaoreiro.pl/

Natalia Oreiro: Uwodzicielska kobieta pod anielskimi skrzydłami
tekst: Robert Aronowski i Rafał Odrzywałek


„Mam tą suknię z lateksu, którą kupiłam w Amsterdamie i żel, który sprawia, że świeci. Chcecie bym ją przymierzyła?” pyta Natalia tuż przed rozpoczęciem wyczerpującej sesji zdjęciowej, w której postanowiła wcielić swoje piękne ciało w jedną z postaci jakie najlepiej jej wychodzą: kobiety fatalnej. Już jest, czeka w pokoju, rozciągnięta i wypięta w górę, kusząc swoją posturą. Wygląda jak lubieżna Kate Moss po nocy pełnej ekscesów i narkotyków, czy też Betty Page, psotna dziewczyna składająca niedwuznaczne obietnice. Natalia bawi się w uwodzenie i z każdą sekundą co raz lepiej jej to wychodzi. Bo kiedy chce, Oreiro potrafi być prawdziwym demonem.

„Prowokująca i łamiąca prawo, to tylko pozory czy taka po prostu jesteś?”, pytam. „Próbuję się nie zanudzić i robić rzeczy, które zaskoczą nie tylko innych, ale przede wszystkim mnie samą. Moja mama zawsze mówiła, że kiedy byłam mała, bawiłam się sama i nigdy się przy tym nie nudziłam. Zawsze staram się stworzyć swój własny świat, który będzie mnie bawił i pociągał. Jestem osobą nadpobudliwą. Jestem taka, jaką mnie teraz widzisz. A może za chwilę zobaczysz kogoś całkiem innego. Wszystko zależy od tego na ile się odważę. Kiedyś, jeden z dziennikarzy powiedział mi, że niektóre z moich zachowań czy wypowiedzi są sprzeczne. Chciał wiedzieć, czy ja też taka jestem…”

- A jesteś?
- Oczywiście. Jednego dnia wstaję i mam ochotę na to, a następnego pragnę czegoś całkowicie przeciwnego.

- Co cię najbardziej pociągało w kobietach pokroju Marilyn Monroe?
- Uderzało we mnie całe piękno jakie od niej biło. Nie miałam jednak pojęcia w jakim piekle żyła, ponieważ anielski blask i nieziemska seksowność wszystko przykrywały. Była mieszanką anielskości i diabelskiej samotności. Ja też mam wiele z tych cech. Potrafię być czuła i wrażliwa, ale też wzbudzać odważniejsze uczucia, prowokować.

- Wobec męża również stosujesz tego rodzaju zagrywki?
- Lubię kiedy Ricardo widzi mnie seksowną, ale mam też ochotę na czułości, pieszczoty i dziecięce zabawy. Uwodzicielskość to przede wszystkim kwestia usposobienia. Mogę założyć coś bardzo prowokującego, ale jeśli tego odpowiednio nie połączę, efekt może być żałosny. Czasami nawet zwykłe dżinsy i jakaś koszulka wystarczą, aby być seksy. Nie można się jednak w ten sposób zachowywać cały czas (śmieje się). Są dni, kiedy nie nadaję się do tego.

- Jesteś wtedy mniej efektowna?
- Tak, po części. Moja najlepsza przyjaciółka mówi, że moje ciało jest jak u typowej Brazylijki. Nie lubię zachowywać się nienaturalnie tylko dlatego, aby się komuś przypodobać. Jestem zdania, że idealny stan jest wtedy, kiedy stoimy nago.

- To znaczy?
- Widzisz (wybucha śmiechem)… Ciało ludzkie jest najpiękniejsze na świecie i bardzo cenię sobie wolność ciała i ubrań. Nie lubię uniformów ani też ograniczeń.

- Przychodzi jednak czas kiedy trzeba się zabawić. To oczywiste, że potrzebujesz wtedy dobrej wymówki, aby pokazać trochę ciała. Nie pamiętam jednak żebyś rozbierała się w telewizji czy kinie.
- Praca to coś innego. Raz zaproponowano mi zagranie w filmie, z dość odważnymi, nagimi scenami. Pamiętam jak reżyser zapytał „Ale co jest? Nie masz odwagi?”. Odpowiedziałam mu, że tu nie chodzi mi o moje ciało, ale o samo bycie obiektem pożądania, które najmniej mnie pociąga. Lubię być kobieca, mieć swoją osobowość. Mam dość silny charakter i rozbieranie się jest nie dla mnie. Jestem aktorką, nie żyję z ciała, ale z emocji, jakie mogę przekazać.

- W ciągu ostatnich lat udało ci się zdobyć sławę i uznanie ludzi na całym świecie. Czy uważasz, że oni postrzegają cię tak samo, jak ty siebie?
- Nie chcę by zabrzmiało to zbyt „pedantko”, ale to co sobie o mnie myślą najmniej mnie interesuje. Krąży wiele różnych teorii nie mających żadnego związku z tym kim jestem. Bawi mnie gdy widzę ludzi, którzy nie przestają podążać za mną by dowiedzieć się co robię i jak się czuję. Jestem osobą otwartą i towarzyską, ale potrzebuję też samotności. Oboje z Ricardo nie wychodzimy razem i chronimy swoją prywatność. Wiem, kim jestem i mój mąż również.

- „Niech gadają co chcą”?
- Nie wiem… Ludzie mówią mi to, co widzą i nie tylko mężczyźni, ale również kobiety. „Ach, myślałam, że jesteś wyższa, niższa, grubsza”. Publiczność zawsze sobie coś wyobraża. Widzą cię w telewizorze i dopisują całą resztę. Do mnie, już jako dziecko, nigdy nie docierała ta strategia. Nigdy nie powiedziałam „Zrobię to, aby inni tak o mnie myśleli”. Zawsze dążyłam do tego, by być po prostu sobą. Osoby, które się ze mną zetknęły, moi przyjaciele, partnerzy, byli ze mną naprawdę, a nie tylko ze swoim wyobrażeniem. Czasami, my kobiety mówimy „Zrobię jakiś ruch i poczekam na efekt, bo jak mu powiem, że go kocham to sobie pomyśli…”. Ja, kiedy się zakochuje w kimś, mówię to bez ogródek. Może sobie myśleć „co ona robi z tą miłością?”, ale taka już jestem.

- A jeśli jest na odwrót? I chociaż jesteś mężatką, mężczyźni próbują cię poderwać?
- Tak. Jakiś czas temu jeden typ zbliżył się do mnie i choć powiedziałam mu, że mam męża, on dalej nalegał „Nie ważne – powiedział – jestem przygotowany by ponieść tego konsekwencje”. Dodałam, że go nie rozumiem a on „Wiem, że tak”. To mnie zaskoczyło. Od kiedy byłam nastolatką zdarzało się, że niektórzy zbliżali się do mnie by powiedzieć coś takiego, ale nigdy tak bezpośrednio.

- Ricardo o tym wie?
- Tak, opowiedziałam mu o całym zdarzeniu i był spiorunowany. Na początku bałam się do tego przyznać, ale później się odważyłam… Nie chcę by on opowiadał mi o tym jakie propozycje składają mu inne dziewczyny, które go prześladują. Wolę nie wiedzieć, jednak tym razem czułam się z tym źle i dlatego mu powiedziałam.

- W związkach są sekrety, których się nie dzieli?
- Tak, ale nie tylko w związkach. Są takie rzeczy o których nikt nie wie i o których nie opowiedziałabym nawet na terapii. Są też takie, które pewnego dnia ujrzą światło dzienne lub o których z czasem zapomnę.

- Co ci się podoba u Ricarda?
- To idealny mężczyzna, o bogatym wnętrzu, prawdziwy towarzysz. Kiedy go o coś pytam, zawsze mnie słucha i nawet jeśli nie ma o czymś pojęcia to stara się z całych sił mnie zrozumieć. Martwi się o mnie, dba o mojej zdrowie i na dodatek świetnie gotuje. Co więcej mogę powiedzieć? Zawsze powtarzam, że jeśli w naszym związku coś wymaga poprawy to tylko mojej winny, nie jego. Ja jestem tą która musi więcej nad sobą popracować.

- Bywasz nieznośna?
- Nie wiem (śmieje się). Przecież jestem kochana, nie widzisz?

Widząc ją tak ponętną i szybko mówiącą oraz mając na względzie ilość projektów zrealizowanych tylko w ubiegły roku wyobrażam ją sobie jako kobietę „hiperaktywną”, wieloczynnościową, która nie znana słowa stop. Tylko w przeciągu ostatnich miesięcy: zgrała główną rolę w dostępnej w Internecie telenoweli Amanda O, wystąpiła w filmie Música en espera, grając kobietę w dziewiątym miesiącu ciąży u boku Diega Peretti. Zaś teraz kręci kolejny w film No necesitamos a nadie, razem ze swoją przyjaciółką Mónicą Ayos (znaną z roli Turci w Jesteś moim życiem). Tym razem sprawdza się w roli dramatycznej, całkiem odmiennej od tych z jakimi miała styczność dotychczas albowiem wciela się w postać matki dwunastoletniej dziewczynki, zmagającej się trudną sytuacją ekonomiczną i słabością do alkoholu. „To postać z marginesu” – komentuje. Potrzeba ogromnego wysiłku, aby móc sobie wyobrazić osobę o wiecznym uśmiechu na twarzy bez ochoty do życia. Sama Natalia przyznaje, że jeszcze kilka miesięcy temu kiedy pracowała na wysokich obrotach, ciało i głowa powiedziały basta, a przez miesiąc borykała się z bronchitem. „Zawsze dużo pracowałam, ale po skończonym dniu wracałam do domu. Nie przerywałam zajęć wypadami ani nie chodziłam na imprezy organizowane przez ekskluzywne magazyny. Jak gram, to idę do studia i wracam. Zdarza się jednak i tak, że przy dużym natężeniu ciało się męczy i w ubiegłym roku nie tylko ono zastopowało, ale również głowa. Pytałam sama siebie: «Kim jesteś?», «Czego chcesz? », a chciałam wiele. Tak wiele, że straciłam chęci na cokolwiek.

- Jak dotarłaś do tej konkluzji?
- Nadszedł moment, w którym sama nie wiedziałam co robię. Brakowało mi czasu na refleksje, a jako że jestem osobą bardzo zorganizowaną, zajmowałam się marką, co wymagało ogromnej odpowiedzialności, której nie mogłam zrzucić na kogoś innego. Potem szłam na nagranie programu dla Canal 7 (Resurso Natural, cykl poświęcony ekologii, który prowadziła). Dużo mnie kosztowało nauczenie się tekstu przy kompletnym braku czasu. A na koniec biegłam na plan Música en espera, gdzie grałam ciężarną kobietę. Wtedy pojawiło się pytanie: «Stój! Co robisz?» I zdałam sobie sprawę z tego, że jestem przede wszystkim aktorką i na tym muszę się skoncentrować, a cała reszta powinna stanowić jedynie uzupełnienie czasu, jaki zostaje.

- Odczuwasz pustkę kiedy nic nie robisz?
- Wtedy zazwyczaj po dwudziestu dniach moja głowa domaga się nowych pomysłów: zaczynam odnawiać meble albo szukać nowych historii i postaci. Uwielbiam robótki domowe. Często chodzę na giełdę staroci szukać drobiazgów do swojego domu. Dopiero kiedy jadę na piętnaście dni do Urugwaju, gdzie mamy z Ricardem mały domek, uspokajam się. Zrozumiałam, że należy umiejętnie gospodarować czas, by móc coś zrobić, wyjechać, odpocząć i wrócić.

- Czy życie zawodowe nie rujnuje wam planów? Jak udaje się połączyć ciężar sławy z życiem prywatnym?
- Dążymy do tego, by nasze harmonogramy były do siebie podobne. Budzimy się o tej samej porze, i tak samo chodzimy spać. Jesteśmy dobrymi organizatorami. W moim przypadku, kiedy rozpoczynam nowy projekt, to ja wyznaczam godziny pracy, a potem Ricardo zajmuje ten czas swoimi sprawami. Oboje staramy się również nie pracować w piątki i w weekendy. Teraz, z powodu filmu są one zajęte, ale to tylko tymczasowe. Najważniejsze to umiejętnie zarządzać sobą.

- Kiedy się poznaliście, oboje mieliście swój rytm pracy.
- Tak. Ricardo taką właśnie mnie poznał. Dopiero po roku pomysłów, zrealizowanych projektów i podróży zrozumiał, że tak będzie już zawsze. Początkowo planowaliśmy, że po skończonej pracy będziemy brać urlop, który spędzalibyśmy razem, jednak czas pokazał, że zbyt szybko pojawiają się kolejne propozycje i wyjazdy. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, dużo podróżowałam do Rosji, jednak on często mnie odwiedzał, a ja jego. To również przyczyniło się do umocnienia naszego związku. Marzenie o czymś, co mija się z rzeczywistością jest naiwne.

- Problemem może być jednak fakt, że to co przyciągało uwagę na początku, z czasem stało się irytujące.
- Dokładnie. Jak mówi jedno z przysłów: „Kobiety zakochują się w Che Guevarze, po czym pragną by się ogolił”. Na szczęście, mnie to nie dotyczy i Ricarda również. Musi być na prawdę we mnie zakochany, bo jestem prawdziwą porażką.

- Jest jeszcze coś, co wzbudza zainteresowanie. To pakt prywatności, którym oboje chronicie swój związek przed wpływem otoczenia, mediów i fanów. Nigdy nie wiadomo jak się wam aktualnie układa.
- Tak, bardzo dbamy o nasze życie prywatne, bo inaczej nie dałoby się normalnie funkcjonować. Proponowanie partnerowi wspólne pokazanie się na rozdaniu nagród lub innej medialnej ceremonii nie jest dobrym pomysłem. To gratka dla fotografów, którzy robią ci setek zdjęć, których później używają dopisując do nich własne historie. Ten zawód wymaga od nas ekspozycyjności i dlatego w miarę możliwości, staram się bywać w miejscach, gdzie mogę być sobą, Natalią. W mojej dzielnicy, tak jak wszyscy chodzę do supermarketu, jeżdżę na rowerze. Kiedy wyjeżdżamy na wakacje, to nigdy nie wybieramy miejsc, do których jeździ się, aby się pokazać. Na początku naszego związku to było trudne do uniknięcia, staliśmy się oczkiem w głowie mediów, ale z czasem i oni zrozumieli, że nie chcemy być w centrum uwagi i za wszelką cenę od tego uciekamy. Teraz szanują nas coraz bardziej. Oczywiście, kiedy już nas spotkają, nie pozwalają przejść bez choćby najmniejszego komentarza, ale nie podążają za nami, nie odczuwamy presji.

- Wierzysz w różne wyobrażenia wywodzące się z odmiennych religii: Buddę, Iemanję, boginię morza. Jakie z tego czerpiesz korzyści i w co wierzysz?
- Wyszłam za mąż zgodnie z brazylijskim obrzędem Iemanja. Wierzę, że każdy z nas tworzy swoją własną religię, choć czasami nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Ja próbuję w każdej z nich znaleźć coś, co sprawi, że poczuję się lepiej i pozwoli mi się odnaleźć. Ogólnie rzecz ujmując, wierzę w energię jaka płynie z każdego człowieka. Nie wierzę w to, że jest jakiś „super ojciec”, który wszystko widzi, wszystko wybacza albo wini. Nie chcę czuć się winna czegoś, czego nie popełniłam bo to sprawia, że robisz coś na przekór sobie, z przymusu oszukując innych. Wolę żyć pełnią życia i nie żałować podjętych decyzji, ani nie ranić innych. Oddanie wierzę, że niesienie dobra rodzi o wiele większe uczucie i nastrój między dwojgiem ludzi.

- Kiedy kilka miesięcy temu przygotowywałaś się do roli w filmie Música en espera, gdzie jak wspominałaś, grałaś kobietę w ciąży. Czy to natchnęło cię do tego, by pośród tylu zajęć znaleźć czas by zostać matką?
- To zaskakujące, gdyż dla roli nosiłam sztuczny brzuch, chodziłam na kursy dla kobiet ciężarnych, czytałam książki i rozmawiałam z matkami, jednak nie czuję jeszcze powołania. Jestem otoczona dziećmi: jestem matką chrzestną córeczki mojej siostry oraz dwóch moich najlepszych przyjaciółek. Do mnie to jeszcze nie dotarło. Mam ochotę mieć ochotę by obudzić się któregoś pięknego dnia z pragnieniem posiadania dziecka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anak
Administrator



Dołączył: 05 Sty 2008
Posty: 5085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: J-no
Płeć: women

PostWysłany: Czw 19:22, 12 Sie 2010    Temat postu:

Natalia Oreiro: Jestem Miła

tekst: Rafał Odrzywałek i Karolina Łachmacka


Natalia Oreiro jest w swoim żywiole - gra w filmach pełnometrażowych. Niebawem powstanie czarna komedia "Mi primera boda" z jej udziałem, zagra też w filmie "Viudas" z wielką argentyńską aktorką Gracielą Borges, a w 2011 pojawi się ponownie u znanego z "Historii jednej ucieczki" Adriana Caetano, u którego niedawno zagrała w obsypanej nagrodami m.in. w San Sebastian "Francii". Można spokojnie rzec, że to jej rok. 33-letnia Natalia Oreiro wciąż zachwyca nie tylko talentem, ale też wyglądem. Jest wciąż świeża i pełna witalności. Dziennikarze wciąż ją pytają, kiedy zostanie matką. Natalia nie wyklucza adopcji. Z Ricardem są parą od prawie dekady. Planuję planować zostać matką - odpowiada wymijająco. Czy jest szczęśliwa ? Tak, jestem osobą szczęśliwą. Czasami trochę zmęczoną, ale szczęśliwą.

W rozmowie opowiada o swoim życiu i karierze oraz najnowszej hitowej produkcji "Miss Tacuarembó". Gd y dziewięć lat temu w dniu jej 24 urodzin podszedł do niej Martin Sastre, reżyser filmu, oraz Dani Umpi, artysta urugwajskiego undergroundu, autor powieści "Miss Tacuarembó". Sastre oświadczył Natalii, że jest reżyserem filmu, w którym ona wystąpi, a Umpi to autor scenariusza. Kiedy na imprezie urodzinowej pojawili się oni, niby z filmu Felliniego, Natalia popatrzyła na nich jak na dziwaków. Wręczyli jej scenariusz, a ona postanowiła świętować w domu. Pod pachą miała plik scenariusza, ale w domu gdzieś przepadł. Natalia nigdy nie przeczytała ów wypocin Umpiego. Dwa lata temu w księgarni wśród bestsellerów Natalia zobaczyła Miss Tacuarembó. Przeczytała i była pewna jednego: "dziwacy" mieli racje. Odszukała numer Martina Sastre i powiedziała mu: Miałeś rację. Musimy nakręcić ten film.

-Wiesz, że kino to sztuka reżysera, gdzie niejednokrotnie aktor traci wolność. Mając to na uwadze opowiedz nam proszę, jak pracowało Ci się na planie "Miss Tacuarembó"?
- Martin Sastre (reżyser filmu) to osoba bardzo inteligentna, i to pomogło mu umieć dużo słuchać, jednocześnie wiedząc, co chce w danej scenie osiągnąć. Tak naprawdę na planie zweryfikowano wiele z tego, co zaplanowano. Moja sytuacja była trochę inna, bo z Martinem pracowaliśmy nad tym projektem przez prawie 10 lat, a przez pięć ostatnich nadawaliśmy mu formę. W tym filmie gram Natalię w dorosłości, a potem pojawia się Candida Lopez, która jest tą złą, a ja mówię: "Ok, chcę zagrać tę postać". Każdy inny reżyser powiedziałby: "Nie, grasz przecież główną rolę i nie możesz być tą złą". Ale on mi powiedział: "To świetny pomysł!". To był ogromne ryzyko. Niemniej Candida nigdy nie łączy się z moją postacią

- Sastre na wiele Ci pozwalał
- Absolutnie. Ale oczywiście, nie jestem tylko aktorką w tym filmie. Czuje się w niego bardzo emocjonalnie zaangażowana. Tak naprawdę chwilami wydaje mi się, że chwilami mamy dokładnie to samo na myśli.

- I podczas kręcenia filmu, jak pracowało ci się z dziećmi?
- Nie lubię pracować z dziećmi, nigdy nie lubiłam. Jestem przeciwko temu, by dzieci pracowały. Ale w tej historii nieuniknione było odniesienie się do ich świata, A grające w tym filmie dzieciaki są swietne i na pewno się spodobają. Ale dla mnie to jest niezwykła odpowiedzialność. Dzieci muszą grać pracując. Dla nich to zabawa, bo aktorstwo jest formą gry. Pracują w swoim tempie.

- A co było najfajniejsze w pracy z dziećmi?
- To, co dobrze wspominam to fakt, że dzieci nie wiedziały, iż Candidę gram właśnie ja.Zabroniłam mówić komukolwiek z dzieciaków, że to ja. I wyobraź sobie, pierwszego dnia kręcenia, w kościele Santa Rosa, wszyscy czekali, wszyscy przeczytali scenariusz i kiedy się pojawiłam, nastała wielka cisza. Nie wiesz nawet, jak się przestraszyły. Podeszły do osoby z ekipy: "Ona jest straszna! Przywitałam się z nią i spojrzała na mnie tymi oczyma, dotknęłam jej ręki i jest taka zimna!" (śmiech). W jednej ze scen musiałam wytargać małą Sofię Silverę (grającą małą Natalię". Sofia miała powiedzieć: "Ona jest naprawdę zła. Szarpnęła mną tak, że mnie naprawdę zabolało!". Ale to nieprawda, oni tak sobie wyobrazili tę postać. Nie mieli pojęcia, że to ja, ponieważ spędzałam w charakteryzatorni 7 godzin przed zagraniem Candidy.

- Jedno z przesłań filmu to takie, że marzenia nigdy nie są niemożliwe. Czy Ty robisz dokładnie to, o czym marzyłaś w dzieciństwie?
- Tak, prawda jest taka, że tak jest. Zawsze chciałam być aktorką, to mi najbardziej odpowiada. Dlatego tak bardzo podobało mi się granie Candidy, bardziej niż innej postaci, bo musiałam m.in. zmienić swój głos. A tak bawiłam się, kiedy byłam dziewczynką.

- W świetle tego, o czym mówimy, jak widzisz Urugwaj w roku 2010?- W ciągu ostatnich lat udało ci się zdobyć sławę i uznanie ludzi na całym świecie. Czy uważasz, że oni postrzegają cię tak samo, jak ty siebie?
- Jeśli chodzi o Urugwaj, sytuacja jest coraz lepsza, tak to widzę. Oczywiście, mieszkam w Argentynie, więc ktoś, kto mieszka w Urugwaju może się ze mną nie zgodzić. Bez wątpienia, Urugwaj wydaje mi się być bardziej zjednoczony, z czego jestem zadowolona. Ale jeśli chodzi o spełnienie marzeń, do tego trzeba konsekwencji.

- Zmieńmy nieco temat. Twoje marka ubrań Las Oreiro odniosła ogromny sukces i kojarzy się z wielkim prestiżem. Jak się Wam udało?
- To, czego bardzo się bałam, to, że nie uda nam się, bo to przecież tylko marzenie z dzieciństwa. Moja siostra Adriana przebywała w Meksyku i poprosiłam ją, by przybyła do Argentyny. Razem spełniłyśmy to marzenie - udało się, bo było to spontaniczne i szczere. Nie analizowałyśmy rynku, na który wchodziłyśmy. Weszłyśmy na rynek z czymś nowym. W Argentynie moda jest przeznaczona dla bogatych lub rację bytu mają wielkie domy mody zajmujące się produkcją wielu różnych rzeczy. Ale nie istniała marka łącząca współczesność z latami 50. Pewnie gdybyśmy tę ideę przedstawiły konkretnemu producentowi, zostałaby odrzucona.

- Mówiłaś, że przeszłaś wewnętrzny kryzys. Czy możesz powiedzieć o tym coś więcej?
- Tak, ten kryzys zaczął się wraz z otwarciem Las Oreiro i trwał jeszcze przez kolejny rok. Poświęciłam się temu kompletnie, co obejmowało także robotę papierkową, a biurokracji nienawidzę. Nie mam sekretarki, specjalnych agentów czy sztabu menadżerów. Pierwszą komórkę kupiłam dopiero 3 lata temu, a z komputerem oswajam się od roku. Ale ta firma wymagała zatrudnienia ludzi, załatwiania różnych spraw. Ja zajmuję się sprawami artystycznymi, dekoracjami. Adriana "walczy" z papierami, jest w tym o wiele lepsza.

- Wróćmy do Twojej kariery. Jak myślisz, jakie znaczenie dla Ciebie miał "Zbuntowany anioł"?
- To dla mnie bardzo ważny serial, ponieważ pozwolił na rozwinięcie pewnego mego pomysłu przez telewizję Telefe i idea ta stała się faktem w postaci scenariusza. Mój pomysł bazował na prawdziwej telenoweli, ale na luzie i z humorem. Byłam wtedy bardzo młoda, nie oczekiwałam takiego sukcesu, nie znałam się na słupkach oglądalności, nie znałam pojęcia "primetime". A udało się, bo przecież żadnej telenoweli argentyńskiej nie sprzedano do tylu krajów, do tego doszła jeszcze moja muzyka, no i wielokrotnie ten serial powtarzano. Ostatnio znów jest w argentyńskiej telewizji.

- Natalio, jak przyjęłaś negatywne opinie krytyków o Tobie jako wokalistce?
- Swego czasu mnie to bolało, bo zawsze gdy coś robimy mamy nadzieję na pozytywny tego odbiór.

- Czy myślisz o projektach muzycznych?
- Szczerze mówiąc, aktualnie nie.

- A czy po ślubie z Ricardem Mollo (Lider rockowej kapeli Dividados) Twoje zainteresowania muzyczne uległy zmianie?
- Niekoniecznie, choć człowiek po prostu z wiekiem zmienia się, dojrzewa. Cały czas podobają mi się rzeczy, których słuchałamjako 12-latka, jak The Ramons czy Joni Mitchell. Uwielbiam też Bjork, Fionę Apple i Pearl Jam.

Wspaniały zespół, szczególnie na żywo... - Tak, widziałam ich koncerty kilkukrotnie, mam też kilka nagranych. Eddie Vedder jest fascynujący!

- Porozmawiajmy trochę o sławie. Kiedy uwielbienie ludzi staje się utrapieniem?
- Nie powiem, że to mnie nie dotyczy, bo dotyczy. Staram się jednak nie wychylać. Kiedy jadę rowerem po osiedlu większość ludzi nawet nie wie, że to ja. Jestem zwykłą osobą z niezwykłą pracą. Jednak jeśli ktoś podejdzie pod drzwi mojego domu, zawsze wychodzę, by go przywitać i zapytać, jak się miewa. To przecież mnie nic nie kosztuje.

- Co jest Twoim najgorszym osiągnięciem w karierze aktorskiej?
- Zdecydowanie "Kachorra". To nie była dobra praca ani produkcja.

- A co byś powiedziała komuś, kto twierdzi, że odniosłaś sukces bo masz urodę jesteś miła?
- Nic, ma do tego prawo. A zresztą, jestem miła..

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anak dnia Czw 19:22, 12 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anak
Administrator



Dołączył: 05 Sty 2008
Posty: 5085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: J-no
Płeć: women

PostWysłany: Pon 10:33, 23 Kwi 2012    Temat postu:

Od powrotu z Kolumbii, gdzie przez kilka tygodni intensywnie pracowała nad produkowanym dla Fox Television 13-odcinkowym serialem „Lynch”, Natalia Oreiro (34 l.) jest obecna we wszystkich mediach w Argentynie. Pojawiła się na okładkach najbardziej poczytnych czasopism, wystąpiła w licznych programach telewizyjnych i radiowych, aktywnie promowała swój najnowszy film „Mi primera boda”, wielki hit kasowy, uczestniczyła w ważnej prezentacji francuskiej marki L’Oreal, jakiej jest twarzą, została mianowana przez UNICEF ambasadorem Río de la Plata – jako pierwsza kobieta na tym stanowisku i jako pierwsza osoba będzie jednocześnie ambasadorem dwóch krajów, a do tego wszystkiego trudno pominąć istotny fakt iż… jest w piątym miesiącu ciąży!.

- Zawsze gdy pytano Cię o macierzyństwo odpowiadałaś, że przyjdzie na to czas. W końcu zaszłaś w ciąże. Czy to było zaplanowane?
- Zawsze powtarzałam, że chcę chcieć. Miałam ochotę, więc stało się, w cudownym momencie. Bardzo tego pragnęliśmy. Jestem spokojna, znalazłam równowagę pomiędzy obowiązkami i przyjemnościami. Po raz pierwszy nie chcę pracować, i to jest fantastyczne. Poświęcę się radości z macierzyństwa.

- Zajmujesz się promocją filmu „Mi primera boda”, zasiadłaś w jury festiwalu filmowego, teraz lecisz do Kolumbii promować serial „Lynch”, za kilka dni odbędzie się pokaz mody Las Oreiro… Ciąża zdaje się w niczym Ci nie przeszkadzać. Skąd czerpiesz tyle energii?
- To musi mieć coś wspólnego z moją osobowością. Próbuję nieco zwolnić, zająć się tym co ważne, ale z ochotą. Nie chcę się torturować. Wolę działać z radością. Dani Hendler zapytał mnie raz, po konferencji prasowej: „jak to możliwe, że na koniec, gdy zamykały ci się już oczy, zachowałaś wszystko pod kontrolą?”.

- Pojawiłaś się na chwilę w telenoweli z Facundo Arana. Dlaczego publiczność tak bardzo chce was oglądać razem?
- Facu jest moim przyjacielem i bardzo go lubię. Znamy się od lat młodzieńczych, jeszcze zanim zagraliśmy w „Zbuntowanym aniele”. Chodziliśmy do tego samego baru, gdzie on grywał na saksofonie.

- A ty śpiewałaś?
- Nie, chyba. Nie jestem z tych, którzy lubią wzbudzać wokół siebie zainteresowanie na gruncie prywatnym. Nie dlatego, że jestem nieśmiała, ale po prostu nie zależy mi na tym.

- Facundo pogratulował Ci ciąży.
- Tak, był jednym z pierwszych osób, które się dowiedziały. Milczał, aż się nie wydało.

- Jak zorientowałaś się, że jesteś w ciąży?
- Poczułam się inaczej. Staraliśmy się o dziecko, więc pomyślałam, że może to jest to. I miesiąc po tym, jak postanowiliśmy zajść w ciążę, coś się zaczęło dziać. To było dziwne, ale przeczułam to.

- Pierwsza reakcja?
- Zawrót głowy, skok adrenaliny. Pomyślałam: „To już na zawsze!”. Ale oczywiście byłam też bardzo szczęśliwa. Chciałam zostać dojrzałą matką, ale nie czekać z tym do czterdziestki. Tak więc… teraz albo nigdy (śmiech).

- Jak zareagował Ricardo?
- Był ze mną i wspólnie się cieszyliśmy. Bardzo chcieliśmy zostać rodzicami, to było nasze marzenie. On zawsze cierpliwie czekał i szanował mój czas, bo już był dwukrotnie ojcem.

- Pierwsze cztery miesiące…?
- Byłam zapracowana. Kręciłam serial w Kolumbii. Oczywiście ekipa nic nie wiedziała, zatem nie miałam specjalnej opieki. To były trudne miesiące. Bolała mnie głowa, miałam mdłości, wymioty. Teraz to ustało, ale pozostało uczucie kwaśności. Mówią, że to dlatego, że zaczynają wyrastać dziecku włoski, ale sama nie wiem, słyszę tyle nowych rzeczy.

- Co jeszcze Ci mówią?
- Wszystko. Gdybym miała słuchać każdej rady, chyba bym zwariowała! Mówią „wykorzystaj ten czas i się wyśpij, bo potem…”, albo „idź do kina, do teatru”. Czasami mam ochotę im odpowiedzieć: „Nie jestem chora; spodziewam się dziecka. Owszem, to na pewno odmieni moje życie, ale na lepsze”. To prawda, jestem też bardziej śpiąca. Gdybym mogła, nie wstawałbym z łóżka. Na szczęście, nie mam zachcianek.

- Twoje zamiłowanie do czekolady nie wzrosło?
- Wiesz, że nie. Jestem uzależniona od czekolady, więc myślałam, że mnie dopadnie… ale raz zjadłam cały tort czekoladowy i było mi po nim źle. Tym lepiej, bo inaczej wyglądałabym jak beczka… (śmieje się). Ale nie mam zachcianek. Czasami sięgam po czekoladę, ale tylko po kostkę, a nie całą tabliczkę, jak bywało wcześniej.


- Jak się czujesz teraz? Dziecko już kopie?
- Zwyczajnie. Jeszcze się nie rusza. To piękny moment moje życia, pozwalam się rozpieszczać.

- Wybraliście już imię?
- Mamy kilka opcji, ale jeszcze nie. Chcę, by to Ricardo zdecydował. To jego propozycje, więc należy mu się (śmieje się). Na pewno będzie miał podwójne nazwisko Mollo Oreiro, jak w Urugwaju.

- Chciałabyś, żeby dorastał w Twojej ojczyźnie, tam gdzie macie farmę?
- Takie jest może marzenie, ale jak je zrealizuję? Chciałabym, żeby był zwyczajnym chłopcem, żeby się brudził, wdrapywał na drzewa, żeby się przewracał, miał kontakt ze zwierzętami, z mrówkami, z ptakami, żebyśmy sadzili razem drzewa… Często jeżdżę na wieś, więc będzie tam ze mną.. Marzę, żeby się tam wychował, a później poszedł do szkoły publicznej, lecz do tego jeszcze sporo czasu. Rozpędzam się…

- Mówiłaś, że będzie małym rockmanem. Jak sobie go wyobrażasz?
- W takim środowisku będzie dorastał, otoczony muzyką, która jest w dodatku ważnym bodźcem dla dzieci.

- Jaką mamą chcesz być?
- Nie chcę być zachłanna, lecz wolna i zrelaksowana, aby nie wzbudzać w nim strachu ani nie przesadzać z opieką. Na szczęście Ricardo ma już w tym więcej doświadczenia niż ja.

- Co z pracą?
- Czeka mnie jeszcze kilka zobowiązań, a później przystopuję, aż do maja lub czerwca przyszłego roku, nie wiem jeszcze… Być może będę potrzebowała więcej czasu. Chcę być z moim synkiem, karmić go piersią, cieszyć się nową rolą. Potem zobaczę…

Opracowano na podstawie Luz i Caras

źródło: novela.pl


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MUSIC LATINO Strona Główna -> Natalia Oreiro Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin