enamorada
Administrator
Dołączył: 27 Cze 2008
Posty: 8186
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Słupsk (woj. pomorskie) Płeć: women
|
Wysłany: Śro 12:16, 16 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Szkoła... Hmm, a co właściwie znaczyło to słowo..? Mam wrażenie, że minęły całe wieki, chociaż jeszcze rok temu "przygotowywałam się" do matury. Na moich obecnych zajęciach też jest bardzo zabawnie, chociaż wolałabym nie opowiadać o szczegółach Najdziwniejsze rzeczy robiło się w gimnazjum i chociaż dla mnie to była najgorsza szkoła, tak jest z niej chyba najwięcej do opowiadania. Naszą klasę nazwano "trzodą" (co z resztą idealnie do niej pasowało) i skutecznie uprzykrzała ona życie biednym nauczycielom. Mieliśmy w niej samozwańczy zespół disco polo składający się z grupki chłopaków i którzy na każdej lekcji śpiewali hity disco polo i ich przeróbki. Klasykiem był "Biały miś" Cała klasa, łącznie ze mną, uwielbiała wyrażać swoje uczucia za pomocą sztuki... rysowania po ławkach Chociaż ja akurat częściej pisałam fragmenty tekstów swoich ulubionych piosenek niż rysowałam. Kiedyś przeprowadziliśmy akcję "Bomba!", która polegała na tym, że na lekcji jedna osoba rzuciła kulkę papieru wrzeszcząc "Bomba!" a wszyscy schowali się pod ławki Ale kulki papieru to nie jedyna rzecz, jaką się rzucało. Jesienią moi bardzo inteligentni koledzy rzucali kasztanami (1 z nich trafił jedną dziewczynę w oko i dostali porządny opieprz). Zimą rzucało się śniegiem po klasie, raz kula śnieżna trafiła w tablicę a raz w ścianę nad nauczycielem Zatkali też zamek w drzwiach od klasy papierem, że matematyk nie mógł tam wejść i przeprowadzić lekcji. To wszystko co opisałam działo się właśnie na matematyce, bo mieliśmy wybitnie nieudolnego nauczyciela. Nie potrafił zapanować nad klasą ani uczyć, później mieliśmy roczne zaległości jak już przyszła inna nauczycielka. Ale ja go nawet lubiłam, bo swego czasu bardzo mi pomógł. Z liceum pamiętam pożar, który był najfajniejszym momentem w ciągu tych 3 lat. Wybuchł pożar, a nasza klasa miała godzinę wcześniej przysposobienie obronne, na którym uczyliśmy się jak zachowywać się podczas pożaru i ewakuacji. Nikt się nie przestraszył pożaru, ale dla wszystkich była to super atrakcja, a nasza klasa wykorzystywała w przesadny sposób wiadomości z lekcji Wszyscy szli normalnie a my tylko schyleni przy ścianie, jak wyszliśmy z budynku ustawiliśmy się też przy ścianie, ludzie robili sobie zdjęcia, dzwonili do znajomych z wiadomością brzmiącą mniej więcej "Słuchaj, ale beka, moja szkoła się pali!" Z resztą w ogóle lubię jak coś się dzieje. W gimnazjum rozpylono jakiś trujący gaz, też się cieszyłam jak była ewakuacja i lekcje odwołane na 2 dni Tyle że musiałam na początku marca zasuwać pieszo bez kurtki do domu, bo podczas ewakuacji nie było czasu żeby zabrać rzeczy z szafki. Na szczęście nie było jakoś przeraźliwie zimno i jeszcze sobie poszłam na spacer na łąkę Ale głowa mnie później trochę bolała od tego gazu, chyba jedna osoba zasłabła, bo przyjechała karetka, na szczęście poza nią nikt nie ucierpiał, wszyscy się cieszyli że nie ma lekcji. Musiała być widocznie bardzo wrażliwa na tego typu rzeczy. Podczas pożaru w LO też nikt nie ucierpiał, za to wszyscy się cieszyli W podstawówce już nikt nie robił celowo jakiś dziwnych rzeczy, jedynie paru chłopakom czasem odwalało. Była tam też średnio inteligentna dziewczyna, z której też czasem był ubaw Pamiętam jak chciała przyłączyć się do chórku, w którym też śpiewałam i aby się tam dostać, trzeba było zaprezentować swój talent wokalny śpiewając dowolną piosenkę lub kolędę. Nie dość, że fałszowała tak, że absolutnie nie dało się tego słuchać, to jeszcze zaśpiewała kolędę w następujący sposób: "Dzisiaj w Betlejem wesoła nowina, że Panna Czysta PORONIŁA syna". Rzeczywiście, bardzo wesoła nowina Wszyscy jak to usłyszeli wybuchnęli śmiechem, łącznie z nauczycielką prowadzącą nasz chórek, a biedna dziewczyna nie wiedziała, co zrobiła nie tak Ale nauczycielka jej później wytłumaczyła, że tak się nie śpiewa. Nie zapomnę też jej definicji decybela, którą mieliśmy zadaną w 3 klasie jako pracę domową. Nie dowiedziałabym się o tym, gdyby moja mama nie była naszą nauczycielką i nie sprawdzała w domu tych prac domowych. Otóż definicja wspomnianej koleżanki brzmiała "Decybel to taki mądry i dobry człowiek" Ciężko było odgadnąć, skąd czerpała wiedzę aby wykonać tą pracę domową Z klas 1-3 pamiętam też jak kiedyś kupiłam sobie batonika Mars, nie zdążyłam go zjeść na przerwie, więc położyłam go sobie na ławce. Wtedy bardzo lubiłam bawić się w czytanie słów od końca, i jak przeczytałam w ten sposób "Mars" i jeszcze pod spodem zobaczyłam napis "chwila przyjemności", do tego podzieliłam się moim odkryciem z koleżanką, to nagle zaczęłyśmy się śmiać na całą klasę, nikt nie wiedział o co nam chodzi, w końcu moja mama zapytała, czemu jest nam tak wesoło no i musiałyśmy się podzielić odkryciem z resztą klasy, więc wtedy już w ogóle zapanowała ogólna wesołość W ogóle w tych latach miałam super bujną i obrazową wyobraźnię, potrafiłam sobie wszystko natychmiast zwizualizować w swojej głowie, co czasem też prowadziło do niechcianych napadów śmiechu w najmniej odpowiednich sytuacjach. Np. gdy mama udzielała klasie reprymendy, była zła, bo źle się zachowywaliśmy i nie mogła nas inaczej uspokoić, mówiła czasem coś w stylu "Nie myślcie, że pozwolę wam wchodzić sobie na głowę!" Oczywiście od razu pięknie ujrzałam ten obrazek w swojej głowie, jak klasa wchodzi jej na głowę po włosach i musiałam bardzo, ale to bardzo uważać, żeby nagle nie wybuchnąć śmiechem Czasem mi się to nie udawało, ale trochę rozładowywało to atmosferę, gdy wytłumaczyłam dlaczego się śmieję Za to kiedyś sama miała wpadkę słowną, która znów przyczyniła się najpierw do mojej, a później już do ogólnej wesołości. Mieliśmy zajęcia plastyczne i temat o sporcie, musieliśmy narysować swój ulubiony sport. Jednak jako że dzieci czasem bywają mało ogarnięte i trzeba im czasem powtarzać kilka razy, co trzeba zrobić, tak i w tym przypadku oczywiście pojawiły się kilka razy pytania, co oni mają narysować. No to moja mama podpowiada im, że mają narysować ulubiony sport, np. piłkę nożną, żeby narysowali boisko i "kupę piłkarzy". Moja wyobraźnia, jak zawsze bardzo czujna, nie mogła tego przegapić i znów zobaczyłam bardzo obrazowo w głowie to boisko, a na nim piłkarzy robiących wspólnie wielką kupę Ale tym razem nie musiałam już tłumaczyć, z czego się śmieję, mama zdała sobie sprawę z tego, że popełniła błąd i też zaczęła się śmiać, mówiąc, żebyśmy nie rysowali kupy, tylko dużo piłkarzy na boisku Do tej pory mogę się pochwalić nienajgorszą wyobraźnią Miałam tego nie opowiadać, ale jak już jestem przy temacie mojej wyobraźni i dziwnych skojarzeń, to opowiem dużo bardziej współczesną historię (sprzed jakiś 2 tygodni). Miałam praktykę w salonie kosmetycznym i podczas przerwy prowadziłyśmy z dziewczynami ożywioną dyskusję na tematy, że tak powiem, nie dla dzieci i niekoniecznie przyzwoite Gdy rozpoczęłyśmy zajęcia nasza nauczycielka zaczęła omawiać różne przyrządy do badania skóry. I pojawiła się nazwa takiego urządzenia jak kutometr, a biorąc pod uwagę nasz wcześniejszy temat rozmowy na przerwie, natychmiast wyobraźnia podsunęła mi pewne skojarzenie Mówiłam sobie w myślach, że muszę się jakoś trzymać i postarać się nie śmiać, że jestem dorosła i takie rzeczy nie powinny mnie już śmieszyć, ale gdy nauczycielka powiedziała, że to samo co kutometrem można zrobić palcami, nie wytrzymałam Dobrze, że leżałam wtedy na fotelu schowana za innym, bo moja twarz wyglądała wówczas tak Ale przynajmniej na całe życie już zapamiętam, do czego służy to urządzenie (służy do badania elastyczności skóry )
Post został pochwalony 0 razy
|
|